wtorek, 11 grudnia 2012

o Panu M.



Kiedy najdzie mnie na coś ochota, nie ma mocnych aby odwieść mnie od tego smaku. Bywa tak, że konkretne smaki chodzą za mną kilka dni, podświadomie czuje ich aromat i smak. Kilka ostatnich dni sen z powiek spędzał mi zwykły, klasyczny Murzynek. Od tak zwyczajnie Murzynek. Uwielbiam to ciasto bo zawsze wychodzi, jest proste i szybkie w przygotowaniu. 
Dzisiejszy, tradycyjny przepis lekko zmodyfikowałam. Dodatek kandyzowanego imbiru, kardamonu i  goździków nadał mu nie tylko świątecznego posmaku ale i właściwości rozgrzewających. W sam raz na te zimne wieczory ;) 
Jak zwykle zima zaskoczyła drogowców, kilka dni temu wybraliśmy sie na "miły" spacer nad otwarte morze. Mieliśmy do załatwienia kilka spraw w Ustce więc chcieliśmy połączyć to z rodzinnym wypadem za miasto. Skończyło się na tym, że ani ja ani Maja nawet nie wyszłyśmy z auta. Tak sypał śnieg i było tak zimno. Nici z pysznej nadmorskiej rybki. 
W domu powolutku robi się świątecznie, czerwone dodatki zdominowały salon oraz kuchnię. Nawet w sypialni dziś na stoliku pojawiła się Gwiazda Betlejemska... Już nie mogę się doczekać Świąt.


Do tradycyjnego Murzynka potrzebujemy następujące składniki:
5-6 łyżeczek kakao (użyłam Deco Moreno)
250 g margaryny ( lub masła )
4 łyżki mleka lub wody
1,5 szklanki cukru
1,5 szklanki mąki pszennej
4 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka imbiru, kardamonu i zmielonych goździków
opcjonalnie również łyżeczka startej skórki z pomarańczy (wcześniej oczywiście sparzonej)


Zaczynamy od stopienia masła/margaryny na małym ogniu. Kiedy tłuszcz w rondelku w całości się rozpuści, dodajemy cukier (najlepiej stopniowo) i cały czas delikatnie mieszamy. Możemy troszeczkę podkręcić ogień. Kiedy cukier się rozpuści wsypujemy kakao, mleko. Cały czas mieszamy aż wsyztsko połączy się w jedną masę. Nie możemy dopuścić do bulgotania masy, delikatnie i na wolnym ogniu. Zostawiamy do wystudzenia. 
Oddzielamy białka od żółtek. Ubijamy białka na sztywną masę, dodajemy zółtka, mąkę i wystudzoną masę kakaową, zostawiając jednak troszkę na polewę. Całośc delikatnie mieszamy, tak aby białka nie opadły. Przelewamy do wczesniej wytłuszczonej i wyłożonej papierem foremki  (35x12). Wstawiamy do nagrzanego piekarnika (200st.) na ok 40 min, proponuje jednak po ok 35 min delikatnie włożyć patyczek i sprawdzić czy jest czysty. Jeśli tak ciasto mozna juz wyjąć z pieca. Podgrzewamy zostawioną masę i polewamy lekko wystudzone ciasto. Możemy posypać migdałami, wiórkami kokosowymi albo skórka pomarańczową.



wtorek, 4 grudnia 2012

Zima

No i w ten oto sposób mamy zimę. Pierwszy śnieg juz za nami, pierwszy przymrozek również. Dzień jest tak krótki, że nie starcza nawet aby sie dobrze obudzić ;)
Jakis czas temu wyciągnęliśmy małej szczebelki z łóżeczka, ogólnie obyło się bez większych trudności oprócz jednej jakże dotkliwej dla rodziców. Mała codziennie robi nam pobódkę wczesnie rano. Z jednej strony to dobrze przecież dzięki temu mamy nieco dłuższy dzień, ale tak ciężko wyjść rano z łóżka. Mieszkając na wsi zaczynamy dzień nieco inaczej. Kiedyś mogliśmy biegać w piżamach do południa dziś najpierw trzeba rozpalić w kominku, szybko ogrzać się kubkiem gorącej herbaty. Ma to swój urok. Kiedy ja nastawiam wodę na herbatę, on raniutko przynosi do domu drewno i od razu ten zapach unosi się w całym domu. Nie brakuje mi miasta i wygody posiadania kaloryferów. Nie brakuje nawet tego, że nie ma piekarni z ciepłymi bułkami pod domem. Staram się ciągle coś robić, narzuciłam sobie pewien rytm dnia i musze Wam powiedzieć, że zupełnie mi to nie przeszkadza. Doi wszystkiego jestemy w stanie się przyzwyczaić.  No... brakuje nieco więcej światła tak aby móc robić więcej zdjęć ( narazie tylko telefonem, bo jak wiecie mój aparat się zepsuł). Chyba nawet mogę powiedzieć, że lubie Grudzień... uwielbiam czas oczekiwania na Święta. Uwielbiam przystojony na czerwono dom. Lubię gdyż w domu jest dużo świec. W końcu lubię gdyż mam w Grudniu urodziny ;)
Ostatnio odwiedziła mnie kuzynka z mężem i dwoją brygadą. Wykorzystaliśmy wspólnie jeden z ostatnich cieplejszych dni, zrobiliśmy ognisko a dzieciaki same piekły swoje obiadki. Swoją drogą powidziam młode kobiety, które decydują się na posiadanie dużej rodziny i więcej niż dwójki dzieci. Byłam pod wrażeniem współpracą i organizacją rodziców takiej brygady ;) Czasem wydaje mi się, że posiadanie jednego to szczyt moich możliwości.
Jak bumerang wraca temat nocnikowania, Maja skonczyla juz przeciez 2 latka a nie chce slyszec o toalecie. Zaczyna pokazywać kiedy chce jej przebrac pieluszkę, ale nie chce pokazać że ma potrzebe zrobienia siusiu, juz brak mi cierpliwości i chęci bo juz to trochę trwa a postępu nie widać :(
 
 

wtorek, 27 listopada 2012

Duet idealny


Czy istnieje związek idealny? Taki w którym każdy rozumie się bez słów. Taki, gdzie każda ze stron ma czas na własne pasje, gdzie każdy szanuje swoją prywatność, intymność... Dla mnie związek idealny to taki w którym partnerzy realizują się w swoich pasjach i spełniają swoje malutkie marzenia. Ja mogę porozmawiać ze swoim partnerem o wszytskim a on nie boi mi się niczego wyznać. Musimy być swoimi przyjaciółmi, kumplami i psiapsiółą wzajemnie. Ważne jedynie aby droga oraz wybrany przez nich cel był wspólny. Na szczęscie w kuchni bywa nieco prościej, pewne rzeczy do siebie pasują a inne nie. Jest wiele związków idealnych tj. kaczka z jabłkami, polędwiczki w sosie grzybowym, naleśniki z domową konfiturą.... Ostatnio do moich topowych połączeń dopisuję również łososia i ciasto francuskie. Oba te składniki uwielbiam na chyba wszytskie możliwe sposoby a połączenie ich w jedno danie to jest to.

Potrzebujemy:
łosoś ( najlepiej filet) ok. 150g/os
ciasto francuskie
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
oliwa
3 łyżki musztardy
3 łyżki śmietany kwaśnej 18%
świeży koperek
jedno rozkłócone jajo


Łososia filetujemy, wybieramy ości, przekrajamy na porcje. Zalewamy sokiem z cytryny i marynujemy godzinę. Po tym czasie solimy i pieprzymy. Ze śmiatanki, musztardy i bardzo drobno posiekanego koperku (kilka gałązek) przygotowujemy sos. Ciasto francuskie odmrażamy, lekko rozwałkowujemy.
Na ciasto układamy łososia, nakładamy sos musztardowo-koperkowy i przykrywamy drugą częścią ciasta. Całość szczelnie dociskamy i smarujemy jajkiem.
Wkładamy do rozgrzanego piekarnika (180st.) do zrumienienia ciasta, ok 20-25 min. Podajemy ze świeżą sałatką z lekkim cytrynowo miodowym dresingiem. 


Pisałam Wam ostatnio, że zepsuł mi się aparat. Niestety dostałam wiadomość, że umarł śmiercią naturalną, padł cały stabilizator więc narazie nie pozostaje mi nic innego jak odesłać Was na mój profil FB gdzie mogę wrzucić zdjęcia ze smartfona. 


Pomimo tych technicznych usterek już niedługo atrakcyjny konkurs z nagrodami. Zapraszam! 

niedziela, 18 listopada 2012

Problemy natury technicznej.

 
 
Jak pech to pech! Kilka tygodni temu popsuł mi się aparat, niby mała usterka ale jak się później okazało nie mogłam przestawiać żadnych funkcji aparatu. Jak wiecie mieszkam z dala od miasta więc zawsze jest mni nie po drodze z oddaniem aparatu do naprawy. Oczywiście jakby tego było mało kilka dni później zwariował mój komputer i tak zostałam tylko z moim nieodłącznym przyjacielem, smartfonem. Przyznam się Wam szczerze, że przez ten czas naprawdę dużo gotowałam, nawet piekłam! Niestety nie mogę Wam wszytskiego pokazać.
Nadeszły te jesienne długie wieczory, sezon na świece i ogromne kubki gorącej herbaty. Idealny również czas na ciepłe rozgrzewające desery. Jednym z nich sa pieczone jabłka w rumie.
 
Jabłka drążymy, skrapiamy sokiem z cytryny i faszerujemy orzechami rodzynkami (wcześniej namoczonymi w rumie) migdałami, zurawiną... Całość posypujemy brązowym cukrem. Możemy dodać troszkę cukru waniliowego. Całość pieczemy ok 15 min w rozgrzanym piekarniku aż jabłka będą miekkie (lecz nie rozpadające!) Możemy sprawdzić lekko nakuwając widelcem.
Ja proponuję polać jeszcze roztopioną w kąpieli wodnej gorzką czekoladą z dodatkiem odrobiny masła i śmietanki kremówki.
Kilka dni temu byłam w Trójmieście i oddałam aparat do naprawy więc mam nadzieję niedługo wrócić do Was, mam nadzieje z całą masą ciekawych nowych pomysłów. Uzbierało się trochę zaległości ;)
 

 

piątek, 12 października 2012

Gruszka z imbirem w cieście francuskim



Cóż zrobić z taką ilością gruszek? W moim ogrodzie jest kilkanaście grusz, w tym roku pięknie obrodziły i plony są naprawdę pokaźne. Część jest już zebrana, część jeszcze dojrzewa wykorzystując ostatnie ciepłe promyki słońca. Większą połowę przeznaczę na przetwory, na kacze nadzienie, reszta pewnie zostanie zjedzona prosto z drzewa lub wypita w kompotach, które uwielbiamy. Dziś jeden z najprostrzych przepisów jakie znam czyli ciasto francuskie w roli głównej. Uwielbiam je w sumie pod każdą postacią, na słodko, słono... Uwielbiam za łatwość i szybkość przygotowania oraz za ogromne pole manewru w doborze dodatków. Dziś propozycja nieco bardziej wytrawna, lekko rozgrzewająca aczkolwiek dość słodka.



Potrzebujemy:
ciasto francuskie
jedno rozbełtane jajko
sok z połowy cytryny
2-3 gruszki (lekko twardawe)
kandyzowany imbir (ilość wedle uznania)
kardamon
cynamon
miód



Przygotowanie:
Nastawiamy piekarnik na 200 stopni, blachę do pieczenia wykładamy papierem.
Ciasto francuskie należy lekko rozwałkować i nakuć widelcem, pokroić na porządany kształt np. kwadraty, czy koła. Wielkość wedle uznania. Gruszki obieramy ze skórki, skrapiamy sokiem z cyrtyny i kroimy w plastry. Nakładamy na casto francuskie, dodajemy pokrojony w bardzo drobną kosteczkę kandyzowany imbir (można zastąpić go również świeżym). Ja dodałam płaską łyżkę kandyzowanego. Całość posypujemy kardamonem, szczyptą cynamonu. Brzegi ciasta lekko podwijamy do góry. Przed włożeniem do pieca smarujemy ciasto rozbełtanym jajem, dzieki temu ciasto będzie miało piękny kolor. Wkładamy do nagrzanego piekarnika na ok 15-17min ( aż ciasto się ładnie przyrumieni). Po tym czasie wyjmujemy i odstawiamy do wystygnięcia, przed podaniem proponuję polać ciasteczka miodem...



Życzę Wam udanego weekendu...
Natka.  

środa, 10 października 2012

Gryczana w roli głównej




W moim rodzinnym domu jada się ją dość często, u mnie gości zdecydowanie zbyt rzadko. Mowa tutaj o kaszy gryczanej, która jest źródłem wielu witamin, zawiera duże ilości błonnika ale jej największym atutem jest ogromna zawartość białka. Ostatnio dowiedziałam się iż w medycynie ludowej uznana została jako pokarm silnie rozgrzewający, czyli idealna na jesienne zawieruchy.
Dziś prosty i szybki przepis na smaczny i zdrowy obiad. Kasza gryczana z sosem grzybowym.

Porzebujemy:
1-2 torebki kaszy gryczanej
ok.500g mięsa ( u mnie szynka wieprzowa)
mała cebulka
2-3 łyżki masła
suszone lub świeże grzyby (u mnie suszone borowiki)
natka pietruszki
śmietana kremówka
sól, pieprz




Przygotowanie:
Najlepiej 2-3godziny wczesniej namaczamyy grzyby suszone. Wrzucamy je do miseczki i zalewamy zimną wodą. Na patelni rozpuszczamy  łyżkę masła, dodajemy cebulkę (bardzo drobno pokrojoną) i czekamy az lekko się zeszkli. Patelnię z cebulką odstawiamy na bok. W tym czasie do innego garnuszka dajemy łyżkę masła i czekamy aż się rozpuści, kroimy mięso w kostkę i wrzucamy do rondelka. Kiedy mięso się obsmaży ze wszystkich stron dolewamy wodę (wystarczy aby przykryło mięso) i dusimy na małym ogniu aż mięso będzie miekkie. Możemy lekko przyprawić mięso, pamiętając jednak, że sos będzie dość wyrazisty i lepiej doprawić całość na koniec. Wyjmujemy grzybki i siekamy je bardzo drobniutko a wodę zostawiamy. Patelnię z cebulką rozgrzewamy i dodajemy wodę z grzybów, lekko całość podsmażamy, nie doprowadzając do wrzenia. Dodajemy śmietankę kremówkę (ilość zależy od gęstości sosu, od ilości wody z grzybów). Mieszamy, jesli potrzeba lekko redukujemy sos. Dodajemy posiekane grzybki, sól, pieprz. Kaszę gryczaną gotujemy według przepisu na opakowaniu. Zalecam przestrzegać ram czasowych zawartych na opakowaniu, dzieki temu kasza będzie al dente, nie będzie się kleiła.
Kaszę wykładamy na talerze, dodajemy mięso i polewamy sosem grzybowym. Całość posypujemy dużą ilością świeżej natki pietruszki.
Smacznego!

sobota, 6 października 2012

Mój pierwszy raz!




Zapewne tytuł posta  Was lekko zdziwił ale to prawda! Wstyd się przyznać ale to był mój pierwszy raz...
Zacznę od początku a było to tak...
Pewnego już jesiennego popołudnia do kuchni wchodzi mąż, snuje się po kuchni, zagląda do lodówki, raz i drugi. Cisza. Zagląda do jednej szafki, do drugiej, do spiżarki. Przeraźliwą ciszę przerywa głośny jęk żalu i rozpaczy iż w całym domu nie ma nic słodkiego. A jeśli chodzi o nasz dom i nasze słodkie potrzeby, to uwierzcie, że sytuacja była naprawdę dramatyczna. Zjadłbym sernik, taki domowy, taki mokry - powiedział. Ciężko odmawia się mężowi, który dzieli swój ciężki żywot z gotującą bolerkami. Na ostatnie moje westchnienie, iż zdecydowanie powinnam jeszcze więcej gotować - uderzył głową w stół i rzekł- o nie, czyli będę musiał jeszcze więcej biegać... Ciekawa jestem jak to jest z Waszymi partnerami? Dzielnie degustują Wasze kulinarne eksperymenty, nie narzekają, że zanim dostaną obiad i zanim zostanie wykonana sesja zdjęciowa to dostają niekiedy zimną zupę?
Wracając do mojego pierwszego razu to jak się domyślacie podjęłam wyzwanie. Zrobiłam listę zakupów choć jak się później okazało zupełnie niepotrzebną. Przyzwyczaiłam się do życia w mieście, gdzie wszystko jest pod nosem a w sklepie tuż pod blokiem dostanę dosłownie wszystko. Niestety życie na wsi jest troszkę bardziej skomplikowane. Pewne zakupy trzeba przewidzieć wcześniej i zrobić je, kiedy jest się w mieście. No cóż, wyzwanie podjęłam więc trzeba było brać co dają i z pozornie przemyślanego planu działania (wedle przepisu) przyszedł czas na improwizację.



Potrzebujemy:
1kg sera białego (użyłam gotowego we wiaderku typu cream cheese)
5 jajek
laska wanilii (niestety ja w moim sklepiku znalazłam tylko cukier wanilinowy)
2-3 łyżki zwykłej mąki pszennej
szklanka drobnego cukru
125ml. śmietany kremówki (u mnie 36%)
odrobina masła do wysmarowania foremki
papier do pieczenia

Przygotowanie:
Nagrzewamy piekarnik do 180stopni. Foremkę (ok25cm) natłuszczamy masłem i wykładamy papierem do pieczenia.
Do misy miksera wsypujemy mąkę, cukier i masę serową. Delikatnie miksujemy na średnich obrotach do uzyskania jednolitej konsystencji. W odstępach ok 40sek. dodajemy kolejno po jednym jajku.
Dodajemy śmietankę kremówkę oraz wanilię. W moim przypadku była to czubata łyżeczka cukru wanilinowego ale radzę dodać ziarenka prawdziwej wanilii, jeśli nie lubicie to może być olejek rumowy bądź inny. Mieszamy na małych obrotach jeszcze przez chwilkę. Ciasto przelewamy do formy i wkładamy do piekarnika na 15min a następnie zmniejszamy temperaturę do 120stopni i pieczemy tak 105min. Jeśli lubicie to polecam jeszcze na wierzch (15min przed końcem pieczenia, czyli po 90min) rozrobić kwaśną śmietanę (cały pojemniczek ok 200ml) z 3 łyżkami cukru. Dobrze wymieszać i polać ciasto. Piec jeszcze przez 15 min. Po tym czasie wyciągnąć na kratkę i poczekać do ostudzenia. Najlepiej wstawić go na noc do lodówki.
U mnie jadany z konfiturą z wiśni lub z podpieczonymi na maśle z dodatkiem cynamonu- jabłkami i  świeżymi figami.


Przyznam się, że wyszedł naprawdę niezły . Jak na pierwszy raz jestem z siebie naprawdę zadowolona. Mowa oczywiście o serniku... ;)
Pozdrawiam Was gorąco i życzę dobrej Niedzieli np. przy kawce i ciasteczku w bardzo rodzinnym gronie.

czwartek, 4 października 2012

Nadal urodzinowo

Jak wspominałam moja córcia skończyła właśnie dwa latka i jakoś nie mogę się otrząsnąć z myśli na temat szybkościu upływu czasu itp. Jak przystało na urodzinki, oczywiście musiało się odbyć dmuchanie świeczek i śpiewanie sto lat. W ubiegłą Sobotę przyjechali wszyscy bliscy abysmy wspólnie mogli troszkę poświętować. Uwielbiam spotkania rodzinne, wspólne wspominanie, opowiadanie niezliczonych zabawnych historii. Uwielbiam kiedy mój dom żyje, kiedy jest głośno i gwarno. Tym razem furorę zrobiły opowieści moich rodziców o podóży  starym Polonezem aż pod samą granicę z Azją. Śmiechu było co niemiara! Urodzinki Majki były super słodkimi urodzinami a jak wiecie nie czuję się zbyt mocna w słodkościach więc wyzwanie było podwójne, ale zobaczcie sami. Przepisy wkrótce! Jaki przepis ma się pojawić jako pierwszy zdecydujcie sami... ;)
Pozdrawiam!

środa, 3 października 2012

2 latka !

Nie wiem od czego powinnam zacząć gdyż nie wiem jak wyrazić ten stan. Nie wiem jak ubrać w słowa szczęście, którego doświadczam. Równo dwa lata temu, o godzinie 12.55 na świat przyszła moja mała córeczka. Była rzeczywiście bardzo malutka, bo warzyła troszkę wiecej niż dwie torebki cukru ale kiedy pierwszy raz wzięłam Ją na ręcę, wiedziałam, że już nic złego w życiu mnie nie spotka, że ze wszystkim sobie poradzę, bo przecież mam przy sobie kogoś tak wyjątkowego. Uwielbiam się Jej przyglądać, zamykam oczy na sekundkę i zatrzymuje gdzieś głęboko w pamięci jej uśmiech, jej głos i dotyk. Zastanawiam się dlaczego ten czas tak szybko pędzi, dlaczego tak szybko odbiera nam tą dziecięcą niewinność i szczerość. Choć dzieciaki  w tym wieku to nieźli aktorzy to większość tych emocji jest szczera. W sekundę wali im się cały świat żeby po chwili skakać z radości z otrzymanego "pocieszyciela" w postaci słodkości czy ulubionej bajki. Żeby każdy z nas w zyciu dorosłym umiał tak skutecznie walczyć o swoje....myślę, że byli byśmy szczęśliwsi....
Dwa latka to wiek niezwykle ważny w rozwoju malucha, zaczyna mówić, komunikować się z najbliższymi, głośno wyrażać swoje potrzeby a jeszcze głośniej swój sprzeciw. Maja narazie jest dość cicha jeśli chodzi o mówienie. Rozumie wszystkie polecenia, potrafi pokazać swoje potrzeby typu picie, jedzenie. Ogólnie jest bezproblemowa, śpi od malutkiego w swoim pokoju po 12godzin, ma apetyt choć ostatnio nie chce nawet ruszyć owoców, gdy je widzi to ucieka. Jest za to typem totalnego mięsożercy. Lubi próbować nowych smaków, chce sama pić już z kubeczka czy jeść obiadek. Jest niesamowicie uparta i to niesamowite że robi się coraz bardziej podobna do jej Mamy i że już w tak malym człowieczku można doszukać się swoich cech zarówno wyglądu jak i charakteru.  Jest troszeczkę wstydliwa, lubi towarzystwo rodziców, niechętnie bawi się sama. Nie chce niestety sygnalizować swoich potrzeb związanych z toaletą. Pierwsze próby nocnikowania odbyły się już po pierwszych urodzinach, wtedy myślałam, że to za wcześnie, teraz nie wiem od czego to jeszcze zależy. Za kilka dni wybieramy się na bilans dwu-latka, powinnyśmy się jakoś specjalnie przygotować? Czy powinnam spytać o pierwszą wizytę o dentysty, może logopedy? Co powinien wykonać lekarz na tej wizycie, na co zwrócić uwagę?
Obawiam się, że Majuni brakuje kontaktu z rówieśnikami, chowana jest wyłącznie wśród dorosłych. Kiedy widzi dzieci rozsadza ją radość, biega, skacze jest podekscytowana, może warto oddać ją choć na jeden dzień w tygodniu do żłobka? Mam nadzieję, że mi coś poradzicie...



wtorek, 25 września 2012

Wspomnienie lata


Mimo tego, iż nie ma przecież jeszcze mrozów, nie zakładam jeszcze zimowej (krępującej ruchy) kurtki, już tęsknię za porankiem z kawą. Porankiem, kiedy o bosej stopie witałam dzień dotykając rześkiej rosy, która dawała energię na cały dzień.
Dziś nie mogę się zwlec z łóżka. Wyjęcie nosa poza ciepłą kołdrę wyrasta do rangi "życiowych osiągnięć". Jak wiecie mieszkam na wsi, z dala od zgiełku i hałasu. Tutaj pory roku zmieniają się inaczej, jakby wolniej. Wszystko w swym naturalnym rytmie. Powoli i dostojnie. Tylko teraz obserwuję jak czerwienią się jabłka i lada dzień będą gotowe do zbioru, jak wiewiórki skradają się pod nasze okna w poszukiwaniu zapasów na zimę...
Bywa jednak, że choć na chwilę wracam do tych najcieplejszych dni. Wtedy na myśl przychodzi mi obiad w ogrodzie. Taki ekspresowy, przecież jest bardzo gorąco i komu chciałoby się stać w kuchni...
Potrzebujemy:
2 porcje świeżej ryby ( u mnie łosoś)
3-4 gniazdka makaronu tagiatelle
szpinak (świeży lub mrożony)
1/2 opakowania sera pleśniowego (np. camembert)
łyżka masła
łyżka gęstej śmietany
główka czosnku
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
oliwa

W osolonej wodzie gotujemy makaron wedle wskazówek podanych na opakowaniu. W tym czasie rozgrzewamy patelnię, wlewamy oliwę i dodajemy łososia, którego wsześniej rozdrabniamy na mniejsze kawałki, skrapiamy sokiem z cytryny oraz doprawiamy solą i pieprzem. W drugim naczyniu  rozgrzewamy masło i dodajemy szpinak ( w moim przypadku mrożony, rozdrobniony) doprawiamy czosnkiem, oraz dodajemy pokruszony ser. Czekamy aż ser się rozpuści a konsystencja stanie się kremowa. Możemy dodać łyżkę śmietany w razie gdyby sos był za gesty.
Makaron wykładamy na talerze, następnie szpinak i łosoś. Całość możemy udekorować startym parmezanem lub skropić oliwą. Idealne!

Już za niecały tydzień moja córeczka kończy dwa latka... To niesamowite, dzięki tej małej istotce codziennie na mojej buzi pojawia się uśmiech. Ten najszczerszy. Dzięki Niej jestem lepszą osobą.


sobota, 22 września 2012

Czas na jesienne przetwory


Urzekła mnie jej jakże optymistyczna, już jesienna barwa. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Przyznam się, że na moim stole pojawia się niezwykle rzadko. Bardzo rzadko. Ostatnio rok temu w postaci zapiekanki z kurczakiem i makaronem. Przepis równiez znajdziecie na blogu.
Dziś postanowiłam zatrzymać jej niesamowity kolor na trochę dłużej. Przyznam się Wam iż planuję w tym roku domowej roboty przetwory jako prezenty na Święta. W spiżarce gotowe stoją już dżemy truskawkowe, ogórkowe pikle, buraczki tarte, sok z  czarnego bzu, suszone pomidory (ale o nich wkrótce...) Dziś do moich tegorocznych zbiorów dołączyła marynowana w occie - dynia.
Na cztery średniej wielkości słoiki potrzebujemy:
1kg dyni
1/2l wody
1/2 szklanki octu (10%)
kilka ziarenek pieprzu
kilka ziarenek goździków
kawałeczek kory cynamonu
30dag cukru

Przygotowanie:
Dynię myjemy, osuszamy, obieramy ze skórki i kroimy w kosteczkę ( ok 1-2cm).
Do garnka wlewamy wodę i resztę skladników na syrop, podgrzewamy. Dodajemy pokrojoną dynię. Gotujemy na wolnym ogniu aż lekko się zeszkli. Jednak powinna zostać jędrna, leciutko twardawa. Całośc zajmuje ok. 17min. W tym czasie przygotowujemy sobie słoiki. Myjemy i wyparzamy. Po tym czasie zlewamy syrop do drugiego garnka. Dynię (bez goździków, pieprzu i cynamonu) przekładamy do gorących, suchych słoików. Syrop doprowadzamy do wrzenia i zalewamy dynię ( tak aby była przykryta). Szybko zamykamy słoiki i iodstawiamy do góry dnem do wystygnięcia.
Zachęcam Was do dekorowania stoików. Wystarczy kawałek materiału i wstążeczki. Proponuję również opisać swoje przetwory, warto napisać na nim oczywiście zawartość ale i rok produkcji.
Jak widzicie na zdjęciach, kupiłam dynię w całości, została mi jeszcze druga połówka. Tak jak pisałam pojawia się u mnie rzadko, ciężko mi przekonać do niej mojego męża. Poratujcie dobrym i sprawdzonym pomysłem ;)

czwartek, 20 września 2012

Malinowe cupkejki ;)



Juz dawno się do nich przymierzałam. Nie raz, nie dwa pisałam Wam, że nie jestem zbyt dobra w słodkich wypiekach. Do momentu wsadzenia ciasta/babeczek/ciasteczek do piekarnika wydaje mi się, że sa idealne i napewno tym razem będą wyśmienite. Jakiś czas temu natknęłam się na dość prosty przepis czekoladowych muffinek. Nadszedł więc na nie czas.
Potrzebujemy:
1,5 szklanki mąki pszennej
1/3 szklanki cukru (najlepiej brązowego)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1,5 łyżki kakao
łyżka masła
1 jajko
1/5 szklanki oliwy z oliwek
2/3 szklanki mleka
3/4 szklanki malin + kilka do dekoracji
200ml śmietanki kremówki (mocno schłodzonej)


Nagrzewamy piekarnik do 180stopni. W tym czasie w jednej misce zmieszać wszytskie suche składniki, w drugiej zaś mokre. Następnie połączyć wszytsko ze sobą. Ciatso nakładać do foremek po jednej łyżce stołowej, dodać po 2 malinki (dzieki temu ciasto będzie wilgotne w środku) i przykryć kolejną łyżką masy.
Piec w piekarniku (najlepiej z termoobiegiem) do zrumienienia, ok 18-20min.
W czasie kiedy babeczki się pieką możemy przygotować sos malinowy. Do rondelka wkłądamy łyżkę masła, kiedy się stopi dodajemy garść malin i troszkę cukru ( zależy jak słodki chcemy uzyskać krem). Kiedy maliny się podgrzeją a cukier rozpuści, możemy je troszkę rozdrobnić. Kiedy ostygną przecedzamy przez siteczko lub gazę (aby pozbyć się tych małych pesteczek). Otrzymany sos odstawiamy.  Pestki wyrzycamy (chyba, że lubicie więc można zostawić np. dodając do jogurtu naturalnego z odrobiną otrąb- idealne na śniadanie!).


Kiedy babeczki dobrze wystygną możemy nałożyć krem.
Do miski wlewamy śmietankę i na najwyższych obrotach miksera ubiajmy na sztywno. Kiedy będzie gotowa, delikatnie i powoli dodajemy otrzymany sos malinowy. Mieszamy bardzo delikatnie. Przygotowany krem nakładamy do rękawa/szprycy i dekorujemy ostudzone babeczki. Można dodać jeszcze całą malinę i listek mięty.
Babeczki przechowujemy w lodówce lecz przed podaniem warto wyjąć je na 20 min z lodówki, krem będzie delikatniejszy.
Smacznego!


Wszystkiego dobrego ;)

środa, 19 września 2012

Odwieczny problem!

Witajcie,
Nie wiem jak u Was, ale u mnie sprzątanie, genaralne porządki to temat do wielkiej rodzinnej sprzeczki. Utrzymanie porządku z małym dzieckiem, dwoma kotami, ogromnym psem i dużym dzieckiem (czyt. mężem) przy ciągłym wychodzeniu na ogród i wnoszeniu go do domu, graniczy z cudem. Kiedy pogoda dopisuje, drzwi naszego domku są ciąge otwarte. Wszyscy domownicy, pracownicy i zwierzaki kręcą się przez cały dzień. Możecie wyobrazić sobie co dzieje się na podłodze. Moglabym przez cały dzień biegać ze szmatką i odkurzaczem. Mąż przyniesie drewno do kominka, Maja kwiatki z ogrodu (niekiedy z korzeniami) a zdarza się, że i koty przyniosą jakąś "cenną" zdobycz ( niekiedy już martwą). Oczywiście nie wybielam się, sama też chodzę w butach ;) Powiecie szkoda życia. Zgadzam się, ale...
Perfekcyjną Panią Domu nie jestem i chyba już nie będę. Przychodzi jednak taki dzień w tygodniu, że wstaje rano ( w bojowym nastroju), w głowie tyb - sprzątanie, i to generalne. I wtedy nic juz mnie nie powstrzyma. Dziś bagatela poświeciłam na to ok pięć godzin a to i tak wciąż mało, przydałoby się jeszcze umyć okna. Na szczęście wymówką jest dziś pogoda i padający deszcz. W końcu wstawiam wodę na kawę, siadam wygodnie w swoim ulubionym wiklinowym fotelu. Popijam ciepłą kawę. Jest cicho i spokojne. Maja śpi, więc narazie wszytsko jest na swoim miejscu... choć przez chwilę.

Ps. Juz niedługo przepis na domowe muffiny z malinami. Zapraszam

Dobrego popołudnia!


niedziela, 16 września 2012

Trudy planowania

Witajcie!
Już za dwa tygodnie moja mała Księżniczka skończy 2 latka, nie ma co ukrywać, że to dla nas wyjątkowo wazne wydarzenie. Najważniejsze w roku.
Rok temu, kiedy Majutka kończyła swój pierwszy roczek, była mało świadoma swojego urodzinowego przyjęcia, niezbyt cieszyła się z natłoku ludzi  i zbyt wielkiego zainteresowania się Jej osobą.
Myślę, że w tym roku będzie lepiej, gdyż jest to już świadoma i mądra dziewczynka. Nie mogę się doczekać jej urodzin, chciałabym aby było to wyjątkowe przyjęcie również pod względem organizacyjnym i dekoracyjnym.
Popatrzcie co udało mi się znaleść w sieci. Jest tyle pięknych inspiracji, zupełnie nie wiem w którą stronę iść...
Jak kinder bale wyglądają u Was, co serwujecie dobrego do jedzenia, czym zaskakujesie swoich gości?
Pozdrawiam!







czwartek, 13 września 2012

Jesiennie postanowienia

Skończyly się wakacje a co za tym idzie sezon mojej pracy (tej cięższej), teraz powinno być troszkę luźniej jednak nie oznacza to totalnego lenistwa. Śluby jesienią też się odbywają przecież. I są równie piękne!
Znów jest mi wstyd, że nie piszę, że nie mam czasu ale moja prawie dorastająca już przecież córka wymaga tyle uwagi, mój mąż jest wiecznie głodny, w domu non stop bałagan, ludzie chcą się pobierać a ogród mi zarasta.... ehh.
Mając chwilkę dla siebie w ciągu dnia robię kawę, otwieram gazetę, książkę i przeglądam, czytam... wertuje, nie mam weny na danie Wam czegoś od siebie.
Niedawno odkryłam szybki i prosty sposób komunikacji z Wami - Facebookowy profil Ugotowanej Mamy, na który serdecznie Was zapraszam.
Wraz z nadejściem jesieni obiecuję poprawę!

piątek, 24 sierpnia 2012

Sygnał wysyłany w kosmos...

"Siedząc tu i czekając na jakiś cud
Patrząc, jak ucieka cały Twój trud...

Gubimy miejsca
Odnajdujemy ludzi co krok
Budzi się mrok
Opada na mój blok i Twój blok
To dla miasta, tak rodzi się noc i widzę Nas tam
Niejedna gwiazda szukała tu swojego gniazda
I zgasła
Tu każdy żyje, by żyć
Ale o sobie już nie wiemy prawie w ogóle nic
Kolejny mit, puste słowo i krzyk, zamknięte okno
Na końcu i na początku jest samotność

Nie obchodzi mnie cały świat i to, że jest gdzieś obok
Kolejny dzień nie chce mi się nawet ruszyć głową
Spomiędzy nas płynie sygnał wysyłany w kosmos..."

piątek, 27 lipca 2012

Szybka imieninowa kolacja


Kiedy nie ma zbyt wiele czasu na gotowanie z pomocą przychodzi moja ukochana Włoska Książka kucharska. Dziś, gdy na dworzu jest tak gorąco i nie ma siły na obfite jedzenie o i co najważniejsze chęci na długie stanie nad kuchnią, polecam fantastyczny makaron oraz bruschettę. 

Do przygotowania bruschetty potrzebujemy:
2 pszenne ciabaty lub zwykłe bułki
2 ząbki czosnku
świeże zioła (tymianek, bazylia, oregano)
3 malinowe pomidory ( najlepiej obrane ze skórki)
sól, pieprz
garść świeżo startego Grana Padano
oliwa z oliwek dobrej jakości


Pieczywo kroimy w cienie kromeczki, skrapiamy oliwą i wstawiamy na 3-4 min do nagrzanego piekarnika (ok 180 stopni) i czekamy aż się lekko zarumienią. W tym czasie pomidory kroimy w małą kosteczkę, doprawiamy do smaku solą pieprzem oraz świeżymi ziołami. Jeszcze gorące kromeczki pieczywa nacieramy czosnkiem i nakładamy farsz pomidorowy. Całość posypujemy świeżo startym serem oraz skramiamy lekko oliwą. Podajemy jeszcze ciepłe. 
Dodatkowo polecam szybki makaron (koniecznie al dente!) z gotowym pesto ( u mnie pesto z grillowanej czerownej  papryki z dodatkiem chilli) oraz dużą ilością świeżego Grana Padano. Do tego koniecznie butelka schłodzonego Prosecco. Tak dziś wygląda moja imieninowa kolacja ;)




sobota, 21 lipca 2012

Mur stoi dalej jak stał

W przypływie codziennych smutków jakie dostarczają sobie z pozoru kochający się ludzie:

On nie rozumie, nawet nie stara się zrozumieć
I tak sobie żyją, tak jak gdyby z dnia na dzień,
z pozoru, pozornie wszyscy są uśmiechnięci,
wręcz zadowoleni.
On nie wie co powiedzieć swojej kobiecie,
ona nie umie powiedzieć swojemu mężczyźnie
On nie umie jej pocieszyć, ona rozweselić
On się cofa, ona nie idzie naprzód
Więc jak ich drogi mają się zbiec?
To technicznie niemożliwe...
Tak wiele ich łączy a tak wiele dzieli,
Ile trzeba być ze sobą, ile poranków przywitać
by móc stwierdzić, że się kogoś zna?
Czy to w ogóle jest możliwe?

Z pozoru piękne chwile,w  sekundę
potrafią przeobrazić się w te, których wolelibyśmy nigdy nie przeżywać
Bolą
Mur stoi dalej jak stał.
Dobranoc

Włoskie Affogato



Affogato czyli włoska kawa na bazie lodów... U mnie troszeczke urozmaicona, z dodatkiem wiśni, pokruszonych herbatników i .. sami zobaczcie!

Potrzebujemy:
espresso
3-4 lyżeczki brązowego cukru
5 herbatników
czeremcha amerykańska ( ja dałam garść wydrylowanych wiśni)
5 kostek gorzkiej czekolady (dobrej jakości, minimum 70% kakao)
lody waniliowe ( dobrej jakości, polecam Haagen-Dazs Vanilla- najlepsze lody na świecie! )

Na dnie filiżanki układamy pokruszone herbatniki i posypujemy wiórkami startej czekolady. Część czekolady zostawiamy do posypania na koniec. Wkładamy kilka owoców i na to układamy kulkę lodów. Nie żałujcie, niech to będzie spora kula ;) Całość zalewamy espresso (moze być tez mocna rozpuszczalna kawa z cukrem) aż do połowy przykryje lody. Całość posypujemy resztą czekolady. I gotowe. Szybki, wyrafinowany deser. Smacznego!

piątek, 20 lipca 2012

Zapiekanka ziemniaczna według Jamiego


Zgodnie z wczorajszą obietnicą, przesyłam Wam przepis na zapiekankę z ziemniakami, która idealnie współgra z kurczakiem w musztardzie ( poprzedni wpis)

Potrzebujemy:
1 czerwona cebula
1kg ziemniaków
1 gałka muszkatołowa ( ja dałam suszoną - płaską łyżeczkę)
2 ząbki czosnku
1 pojemniczek śmietany 12%
4 anchois w oliwie
parmezan
2 listki laurowe
kilka gałązek świeżego tymianku
pieprz, sół
oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia

Zaczynamy od obrania cebuli, kroimy ją wzdłuż i następnie na półtalarki. Nieobrane ziemniaki myjemy i kroimy na cieniutkie talarki i wszytsko przekładamy do wiekszej brytfanki. Doprawiamy solą i pieprzem. Zetrzyj na to ok 1/4 gałki, wyciśnij czosnek i wlej 225ml śmietany, dodaj porwane anchois, dużą garść tartego parmezanu, listki laurowe oraz tymianek. Dobrze skrop oliwą i wymieszaj wszytsko czystymi rękami. Postaw brytfankę na średnim ogniu, wlej ok 200ml wrzatku, ściśle przykryj folią aluminiową i zostaw na ogniu. Po chwili potrząśnij wszytsko aby nie przywarło.
Po kilku minutach zdjemij folię, posyp całość tartym parmezanem. Pozostałe gałązki tymianku skrop oliwą i rozrzuć je po wierzchu zapiekanki. Całość włóż do nagrzanego piekarnika ( na górną półkę) na ok 15-17 min, aż się lekko przyrumieni.
Postaw zapieknkę w całości na stole, nakładajcie i smakujcie!

Dużo dobrej pogody, chwil w rodzinnym gronie na ten weekend!
Natka