wtorek, 25 września 2012

Wspomnienie lata


Mimo tego, iż nie ma przecież jeszcze mrozów, nie zakładam jeszcze zimowej (krępującej ruchy) kurtki, już tęsknię za porankiem z kawą. Porankiem, kiedy o bosej stopie witałam dzień dotykając rześkiej rosy, która dawała energię na cały dzień.
Dziś nie mogę się zwlec z łóżka. Wyjęcie nosa poza ciepłą kołdrę wyrasta do rangi "życiowych osiągnięć". Jak wiecie mieszkam na wsi, z dala od zgiełku i hałasu. Tutaj pory roku zmieniają się inaczej, jakby wolniej. Wszystko w swym naturalnym rytmie. Powoli i dostojnie. Tylko teraz obserwuję jak czerwienią się jabłka i lada dzień będą gotowe do zbioru, jak wiewiórki skradają się pod nasze okna w poszukiwaniu zapasów na zimę...
Bywa jednak, że choć na chwilę wracam do tych najcieplejszych dni. Wtedy na myśl przychodzi mi obiad w ogrodzie. Taki ekspresowy, przecież jest bardzo gorąco i komu chciałoby się stać w kuchni...
Potrzebujemy:
2 porcje świeżej ryby ( u mnie łosoś)
3-4 gniazdka makaronu tagiatelle
szpinak (świeży lub mrożony)
1/2 opakowania sera pleśniowego (np. camembert)
łyżka masła
łyżka gęstej śmietany
główka czosnku
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
oliwa

W osolonej wodzie gotujemy makaron wedle wskazówek podanych na opakowaniu. W tym czasie rozgrzewamy patelnię, wlewamy oliwę i dodajemy łososia, którego wsześniej rozdrabniamy na mniejsze kawałki, skrapiamy sokiem z cytryny oraz doprawiamy solą i pieprzem. W drugim naczyniu  rozgrzewamy masło i dodajemy szpinak ( w moim przypadku mrożony, rozdrobniony) doprawiamy czosnkiem, oraz dodajemy pokruszony ser. Czekamy aż ser się rozpuści a konsystencja stanie się kremowa. Możemy dodać łyżkę śmietany w razie gdyby sos był za gesty.
Makaron wykładamy na talerze, następnie szpinak i łosoś. Całość możemy udekorować startym parmezanem lub skropić oliwą. Idealne!

Już za niecały tydzień moja córeczka kończy dwa latka... To niesamowite, dzięki tej małej istotce codziennie na mojej buzi pojawia się uśmiech. Ten najszczerszy. Dzięki Niej jestem lepszą osobą.


sobota, 22 września 2012

Czas na jesienne przetwory


Urzekła mnie jej jakże optymistyczna, już jesienna barwa. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Przyznam się, że na moim stole pojawia się niezwykle rzadko. Bardzo rzadko. Ostatnio rok temu w postaci zapiekanki z kurczakiem i makaronem. Przepis równiez znajdziecie na blogu.
Dziś postanowiłam zatrzymać jej niesamowity kolor na trochę dłużej. Przyznam się Wam iż planuję w tym roku domowej roboty przetwory jako prezenty na Święta. W spiżarce gotowe stoją już dżemy truskawkowe, ogórkowe pikle, buraczki tarte, sok z  czarnego bzu, suszone pomidory (ale o nich wkrótce...) Dziś do moich tegorocznych zbiorów dołączyła marynowana w occie - dynia.
Na cztery średniej wielkości słoiki potrzebujemy:
1kg dyni
1/2l wody
1/2 szklanki octu (10%)
kilka ziarenek pieprzu
kilka ziarenek goździków
kawałeczek kory cynamonu
30dag cukru

Przygotowanie:
Dynię myjemy, osuszamy, obieramy ze skórki i kroimy w kosteczkę ( ok 1-2cm).
Do garnka wlewamy wodę i resztę skladników na syrop, podgrzewamy. Dodajemy pokrojoną dynię. Gotujemy na wolnym ogniu aż lekko się zeszkli. Jednak powinna zostać jędrna, leciutko twardawa. Całośc zajmuje ok. 17min. W tym czasie przygotowujemy sobie słoiki. Myjemy i wyparzamy. Po tym czasie zlewamy syrop do drugiego garnka. Dynię (bez goździków, pieprzu i cynamonu) przekładamy do gorących, suchych słoików. Syrop doprowadzamy do wrzenia i zalewamy dynię ( tak aby była przykryta). Szybko zamykamy słoiki i iodstawiamy do góry dnem do wystygnięcia.
Zachęcam Was do dekorowania stoików. Wystarczy kawałek materiału i wstążeczki. Proponuję również opisać swoje przetwory, warto napisać na nim oczywiście zawartość ale i rok produkcji.
Jak widzicie na zdjęciach, kupiłam dynię w całości, została mi jeszcze druga połówka. Tak jak pisałam pojawia się u mnie rzadko, ciężko mi przekonać do niej mojego męża. Poratujcie dobrym i sprawdzonym pomysłem ;)

czwartek, 20 września 2012

Malinowe cupkejki ;)



Juz dawno się do nich przymierzałam. Nie raz, nie dwa pisałam Wam, że nie jestem zbyt dobra w słodkich wypiekach. Do momentu wsadzenia ciasta/babeczek/ciasteczek do piekarnika wydaje mi się, że sa idealne i napewno tym razem będą wyśmienite. Jakiś czas temu natknęłam się na dość prosty przepis czekoladowych muffinek. Nadszedł więc na nie czas.
Potrzebujemy:
1,5 szklanki mąki pszennej
1/3 szklanki cukru (najlepiej brązowego)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1,5 łyżki kakao
łyżka masła
1 jajko
1/5 szklanki oliwy z oliwek
2/3 szklanki mleka
3/4 szklanki malin + kilka do dekoracji
200ml śmietanki kremówki (mocno schłodzonej)


Nagrzewamy piekarnik do 180stopni. W tym czasie w jednej misce zmieszać wszytskie suche składniki, w drugiej zaś mokre. Następnie połączyć wszytsko ze sobą. Ciatso nakładać do foremek po jednej łyżce stołowej, dodać po 2 malinki (dzieki temu ciasto będzie wilgotne w środku) i przykryć kolejną łyżką masy.
Piec w piekarniku (najlepiej z termoobiegiem) do zrumienienia, ok 18-20min.
W czasie kiedy babeczki się pieką możemy przygotować sos malinowy. Do rondelka wkłądamy łyżkę masła, kiedy się stopi dodajemy garść malin i troszkę cukru ( zależy jak słodki chcemy uzyskać krem). Kiedy maliny się podgrzeją a cukier rozpuści, możemy je troszkę rozdrobnić. Kiedy ostygną przecedzamy przez siteczko lub gazę (aby pozbyć się tych małych pesteczek). Otrzymany sos odstawiamy.  Pestki wyrzycamy (chyba, że lubicie więc można zostawić np. dodając do jogurtu naturalnego z odrobiną otrąb- idealne na śniadanie!).


Kiedy babeczki dobrze wystygną możemy nałożyć krem.
Do miski wlewamy śmietankę i na najwyższych obrotach miksera ubiajmy na sztywno. Kiedy będzie gotowa, delikatnie i powoli dodajemy otrzymany sos malinowy. Mieszamy bardzo delikatnie. Przygotowany krem nakładamy do rękawa/szprycy i dekorujemy ostudzone babeczki. Można dodać jeszcze całą malinę i listek mięty.
Babeczki przechowujemy w lodówce lecz przed podaniem warto wyjąć je na 20 min z lodówki, krem będzie delikatniejszy.
Smacznego!


Wszystkiego dobrego ;)

środa, 19 września 2012

Odwieczny problem!

Witajcie,
Nie wiem jak u Was, ale u mnie sprzątanie, genaralne porządki to temat do wielkiej rodzinnej sprzeczki. Utrzymanie porządku z małym dzieckiem, dwoma kotami, ogromnym psem i dużym dzieckiem (czyt. mężem) przy ciągłym wychodzeniu na ogród i wnoszeniu go do domu, graniczy z cudem. Kiedy pogoda dopisuje, drzwi naszego domku są ciąge otwarte. Wszyscy domownicy, pracownicy i zwierzaki kręcą się przez cały dzień. Możecie wyobrazić sobie co dzieje się na podłodze. Moglabym przez cały dzień biegać ze szmatką i odkurzaczem. Mąż przyniesie drewno do kominka, Maja kwiatki z ogrodu (niekiedy z korzeniami) a zdarza się, że i koty przyniosą jakąś "cenną" zdobycz ( niekiedy już martwą). Oczywiście nie wybielam się, sama też chodzę w butach ;) Powiecie szkoda życia. Zgadzam się, ale...
Perfekcyjną Panią Domu nie jestem i chyba już nie będę. Przychodzi jednak taki dzień w tygodniu, że wstaje rano ( w bojowym nastroju), w głowie tyb - sprzątanie, i to generalne. I wtedy nic juz mnie nie powstrzyma. Dziś bagatela poświeciłam na to ok pięć godzin a to i tak wciąż mało, przydałoby się jeszcze umyć okna. Na szczęście wymówką jest dziś pogoda i padający deszcz. W końcu wstawiam wodę na kawę, siadam wygodnie w swoim ulubionym wiklinowym fotelu. Popijam ciepłą kawę. Jest cicho i spokojne. Maja śpi, więc narazie wszytsko jest na swoim miejscu... choć przez chwilę.

Ps. Juz niedługo przepis na domowe muffiny z malinami. Zapraszam

Dobrego popołudnia!


niedziela, 16 września 2012

Trudy planowania

Witajcie!
Już za dwa tygodnie moja mała Księżniczka skończy 2 latka, nie ma co ukrywać, że to dla nas wyjątkowo wazne wydarzenie. Najważniejsze w roku.
Rok temu, kiedy Majutka kończyła swój pierwszy roczek, była mało świadoma swojego urodzinowego przyjęcia, niezbyt cieszyła się z natłoku ludzi  i zbyt wielkiego zainteresowania się Jej osobą.
Myślę, że w tym roku będzie lepiej, gdyż jest to już świadoma i mądra dziewczynka. Nie mogę się doczekać jej urodzin, chciałabym aby było to wyjątkowe przyjęcie również pod względem organizacyjnym i dekoracyjnym.
Popatrzcie co udało mi się znaleść w sieci. Jest tyle pięknych inspiracji, zupełnie nie wiem w którą stronę iść...
Jak kinder bale wyglądają u Was, co serwujecie dobrego do jedzenia, czym zaskakujesie swoich gości?
Pozdrawiam!







czwartek, 13 września 2012

Jesiennie postanowienia

Skończyly się wakacje a co za tym idzie sezon mojej pracy (tej cięższej), teraz powinno być troszkę luźniej jednak nie oznacza to totalnego lenistwa. Śluby jesienią też się odbywają przecież. I są równie piękne!
Znów jest mi wstyd, że nie piszę, że nie mam czasu ale moja prawie dorastająca już przecież córka wymaga tyle uwagi, mój mąż jest wiecznie głodny, w domu non stop bałagan, ludzie chcą się pobierać a ogród mi zarasta.... ehh.
Mając chwilkę dla siebie w ciągu dnia robię kawę, otwieram gazetę, książkę i przeglądam, czytam... wertuje, nie mam weny na danie Wam czegoś od siebie.
Niedawno odkryłam szybki i prosty sposób komunikacji z Wami - Facebookowy profil Ugotowanej Mamy, na który serdecznie Was zapraszam.
Wraz z nadejściem jesieni obiecuję poprawę!