wtorek, 28 lutego 2012

Wyzwanie

Tym razem nie będę Was przepraszać, że nie piszę. Nie mam czasu… Ups! Zapomniałam, że nie będę się też usprawiedliwiać. To dziwne, zdarzają się dni, że ciągle siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę a i tak z wieloma rzeczami się nie wyrabiam. Sterta prania, nieodkurzony dywan… czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Kiedyś zupełnie nie miało, dziś jest powodem flustracji i niepotrzebnych nerwów. Przecież od zawsze wiadomo było, że nie nadaję się na perfekcyją Panią domu, więc jak poradzę sobie z nowym wyzwaniem?  Każdy z nas myśli o przyszłości, o takiej w małym drewnianym domku, na wsi... przy kominku. Kiedy w rodzinie pojawiają się dzieci, te plany stają się coraz bardziej realne. Niedługo przyjdzie nam zamienić wygodne życie w mieście, w małym przytulnym mieszkanku na ogromną połać przestrzeni. Tu gdzie żyjemy wciąż coś się dzieje a choćby ten tramwaj za oknem, wciąż jeździ… Są sklepy pod domem, jest gwar. Tam jest pięknie, jest zielono i tak przeraźliwie …cicho. Jest salon, o którym zawsze marzyłam, taki z wyjściem na ogród, w którym moja mała córeńka będzie biegać latem gołymi, małymi stópkami. Tuż pod oknem rosną pachnące zioła, jest tymianek, jest bazylia i świeża mięta. Są maliny, gruszki i jabłka, którymi faszeruję kaczkę. Jest jezioro, w którym latem po porannym joggingu można schłodzić stopy. To jest nasz nowy adres. Razem z domem dostaliśmy tysiąc dodatkowych obowiązków. To będzie niezły sprawdzian dla nas, naszego zaangażowania, determinacji i … naszej miłości. Lubię wyzwania. Kocham polską wieś.